Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jerzy mówił z przejmującem uczuciem, ustami, pełnemi płomieni.
— Nadzieja? — odszepnęła Lucia. Ha! niech ją pan ma. Miejmy ją oboje! Ale nadzieja to ślepy magnes, wciągający ludzi na kolce życia, na jego ostrza. Lecz miejmy ją: może ujarzmimy ten zły magnes? Może złagodzą się nasze dramaty, nasze bóle? Jeśli pan chce, jestem jego...
Brochwicz uścisnął jej dłonie. Rzekł smutno:
— Nie dziękuję ci, bo za ofiarę dziękować nie można. Do uczuć moich dodałaś jeszcze trwogę, by cię nie stracić, Luciu, ale mam wiarę.
— I pan się nie boi? — spytała z podziwem.
— Nie. Zdaje mi się, że oboje nie mamy nic do stracenia — rzekł z mocą. — I jeszcze, upoważniam cię, jedyna, do zerwania ze mną, gdyby... tamte nadzieje ożyły.
Twarz mu się skurczyła cierpieniem; oczy zaszły ponurą mgłą. Szarpał własną duszę, ale chciał ją mieć czystą.
Lucia spuściła oczy.
— Ty jesteś szlachetny, ja zaś... podła!
Objął ją ramieniem delikatnie jak dziecko, wyszeptał łagodnie, schylony nad jej jasną głową.
— Nie, ty jesteś prawą i szczerą, tylko bardzo biedną, bardzo starganą duszą.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wieść o ich zaręczynach doszła do Głębowicz w jesieni. Zgnębiła pana Macieja boleśnie, Waldemara zaś przestraszyła.
— Ona zabija się — jęknął Michorowski, łamiąc ręce nad głową.
Tego samego dnia ordynat otrzymał list od hrabiego Herbskiego z Wiednia, donoszący mu, że w Jockey-Clubie spotkał Bohdana.
Waldemar natychmiast wyjechał zagranicę.




XL.

Ostatnie piękne dni jesienne rzucały na Prater wiedeński mnóstwo rozświetlonych plam powietrznych. Drzewa okryła purpura królewska oraz chińska barwa gorąco-żółta. Jeszcze szaty kolorowe otulały grube korony drzew, a różnorodność ich pociągała oczy.