Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynnikiem przestępstwa. Nie każda wina jednakowo może być sądzoną. Są różnice!
— Skąd ty o tem tak możesz rezonować? — pyta ojciec ździwiony, lecz przejęty zapałem syna.
— Bo myślę, ojczulku, bo chcę żyć jak człowiek i dla ludzi. Ewka jest niewinna, nie karzmy jej, bo Bóg nas skarze, ona jest nędzarką a ma zaledwie lat ośmnaście. Ojczulku, moje siostry w jedwabie się stroją, grymaszą w wykwintnem jedzeniu. Wszystkiego im zamało. A Ewka w łachmanach musi chodzić i jak ptak żywić się ziarnem, nawet nie własnem. Własnego nie ma. Gdzież jest sprawiedliwość, o której nas uczą. Przecie i Ewka jest człowiekiem! Ojczulku, mnie boli krzywda Ewki, ją trzeba ratować!...
Obywatel patrzy na syna z przyjemnością. Zna go z tej strony, nazywają go w domu socjalistą i adwokatem. Ale dziś Maryś wzrusza ojca wyjątkowo, zapał syna udziela się obywatelowi, oczy młodzieńcze nalane gorącą miłością dla bliźnich porywają; bucha z nich płomień altruizmu, goreje wielki stos ideału i taka moc uczucia, że i staremu łzy zaćmiły wzrok. Ojciec objął chłopca, przygarnął do siebie i szepce:
— Powiedz, coś dla nich zrobił? bo nie wyszedłeś bez tego...
Maryś spuszcza oczy, zarumienił się.
— Obiecałem, ojcze, tej kobiecie, że będą