Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piersi, znać, że myśli dziewczyny są tęskne, nawet smutne.
Jutro okrężne we dworze, dziedzic ją wybrał na przodownicę, ocenił jej pilność w pracy podczas żniw i oto ona ma nieść wieniec pszeniczny i wręczyć panu.
Dziewczyna raduje się, że ją tak wyróżniono, ale smutek jątrzy w duszy i boli. Matka jej chora, bezwładna, niema co jeść. W chałupie bieda, Ewka jest wyrobnicą, nie mają gruntu, ani ogrodu, tylko to, co zarobią. Ale brat pijak, wszystko, co Ewka zarobiła podczas żniw przepił i znowu nędza. Dziewczyna, dowiedziawszy się, że będzie przodownicą, marzyła już nie o nowej sukience, ale choćby o nowym fartuszku białym z wszywką. Lecz i to zawiodło.
W domu, po powrocie z pola, zastała matkę osłabioną tak, że prawie konającą z głodu. Brat, jak zawsze, był pijany. Gdy ujrzał wchodzącą Ewkę, rzucił się do niej wołając o pieniądze. Wiedział, że wraca z wypłaty. Ewka broniła się, mówiąc, że pieniędzy niema, że oddała dług żydowi. Nic nie pomogło, zbił dziewczynę, pieniądze odebrał i poszedł do szynku.
— Co robić — myślała Ewka. — Matkę trzeba nakarmić, bo zemrze. Pójść po prośbie wstyd. Co robić?