Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

re brzęczą wyłączną melodją słodyczy pełną, i słodycz roniącą do serc ludzkich. A słońce zapada co raz niżej i niżej, aż wsiąkło w horyzont, jakby zatonęło w ziemię. Mrok łagodny rozpostarł swój cień nad światem, monotonję swą ukrasił miljardami gwiazd. Mnóstwo gwiazd błysnęło na niebie, zaświeciła droga mleczna, utkana jakby z przezroczej srebrnej gazy i brylantowych łez. Gwiazdy prowadzą z sobą rozmowy mistyczne, może odgadują przyszłość świata, jego tajemnice i walki, to wszystko, co dla ludzi okryte jest grubą zasłoną niemożebności, dla nich jest owiane lekką mgłą, mgłą tajemniczą, którą wiekuisty wzrok gwiazd przebić może. Mistycyzm ciał niebieskich nieodgadnięty, lecz odczuty, widzi zapewne szlak przeznaczony dla wędrówki świata. Gwiazdy mrugają do ludzi: może to czarowne mruganie jest obietnicą jakąś, zapowiedzią przyszłej świetności istnienia? Ale gwiazdy spadają w Sierpniu, spada ich mnóstwo. Może i nowe się rodzą? Nowe siły do odgadywania wszechbytu. Nowe ognie do zapalania dusz ludzkich, nowe płomyki nadziei dla ludzkości.
Gwiazdy mrugają. Wieczór sierpniowy zapanował cichy, wonny, rozgwieżdżony.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Ewka Jakuszówna idzie wolno, drogą pomiędzy wierzbami, głowę ma spuszczoną na