Strona:Helena Mniszek-Książęta boru.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nośne barytony i tenory kukułek, wilg, wodnego ptactwa.
Ziemia odprawia gody weselne, stroi się we wszystko, na co ją stać i jej oblubieńca słońce. Oboje tworzą bezmierne cuda, zalewają świat przepychem. Idzie po ziemi prąd rodny, jak burza, wyrywa płody do życia, do światła. Powietrze rozgrzane lubieżnie rozpyla dokoła namiętność, taki war bucha z przyrody, taki pęd rozkoszny o gigantycznej sile, że krew w żyłach ludzkich we wrzątek się zmienia. Jak soki drzewne i roślinne odmładzają nadwiędłe łodygi i pnie stwardniałe, tak żar wewnętrzny, obudzony tchnieniem Maja, rozkołysa nerwy i tętnice ludzkich ciał.
Dokoła zaś, coraz piękniej na świecie. Już przekwitły białe, wonne czeremchy, przeminęła pachnąca młodość fijołków. Zapanowuje królestwo kwitnących sadów.
Gaje wiśniowe toną w grzywach białych pian, falują, piętrzą się i wabią urokiem. Potop bieli rozpasany zuchwale spadł na drzewa i pochłonął je.
Biały ocean!
Rozszalały się kwieciem jabłonie i grusze, śliwy naciągają na swe korony bufiaste białe gazy, tarniny dzikie już ubrane w muśliny. A oto rozwija się bez kiściasty i biały wielkokwiatowy jaśmin, o mocnym zapachu, wy-