Strona:Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sam, o własnych siłach.
— Czyżby ten narkotyk Gensbury na pana nie działał?
— Działał nawet bardzo mocno. Chodzi tylko o to, że dowiedziałem się kiedy narkotyk nie działa. Oto trzeba go mocno wetchnąć — wtedy jest skuteczny. Mówił o tym Gensbury do kogoś na Church Street. Słyszałem każde słowo. Dlatego właśnie nową dozę mógł mi dać ten złoczyńca tylko wtedy, gdym oddychał już mocniej, gdym był przytomny. Zatrzymałem wtedy oddech i dzięki temu trucizna nie podziałała. Wypłynąłem sam. Ale kto wie, czy mógłbym jeszcze długo płynąć. Jestem bardzo osłabiony i dziękuję ci Fredzie. Chcę ci coś zaproponować.
— Słucham pana...
— Chcesz być mi pomocny? Są w tobie dobre zadatki. Ufam, że będziesz dzielnym wywiadowcą. Wielu ludzi w twej sytuacji zrobiło karierę w Scotland Yardzie. Radzę ci, abyś do nas przystał...
Fred nie dał sobie tego dwa razy powtarzać. Harry Dickson pozyskał nowego współpracownika, a Tom Wills nowego kolegę.

Nazajutrz rano lord i lady otrzymali ów fatalny list, podyktowany przez Gensbury’ego a napisany ręką Lamba. Ta sama poczta przyniosła podziękowania za zaproszenia na wieczór i zapowiedź wizyty.
Była już godzina 6 wieczór, gdy lord wymachując z daleka, przyniósł list od Dicksona. Detektyw pisał:

„Wielce Szanowna Lady!
Proszę nie tracić nadziei i być jak najlepszej myśli. Proszę przyjąć gości jakby nigdy nic. Zjawię się we właściwym czasie i wszystko zostanie zlikwidowane jak najpomyślniej.
H. D.“.
Lady wybuchnęła spazmatycznym płaczem.
Tym razem były to jednak łzy radości.
— Wierzę, że będzie tak, jak pisze Harry Dickson. Bo wiem, że cokolwiek ten człowiek pisze — jest prawdą. Czyżby się miały skończyć moje udręki?... Oby jak najprędzej przyszła ta chwila.

Pałac lorda Demelsona jaśniał tysiącami świateł. Lady Ewelina przywdziała najkosztowniejsze klejnoty i najwspanialsze suknie. Była tego wieczora piękna, jak nigdy.
Pierwsze wozy zatrzymały się przed domem.
Lady położyła dłoń na sercu i spojrzała na męża, jakby w jego oczach szukając pokrzepienia.
— Odwagi, Ewelino! Zwyciężymy!
Zaproszenia zapowiadały niespodziankę. Goście już od proga pytali gospodarzy, jakiego rodzaju niespodzianka ich czeka, ale lord i lady uśmiechali się znacząco. Mówili — i mówili prawdę, że jeszcze sami nie wiedzą co to będzie za niespodzianka.
Nagle na progu salonu stanął jakiś człowiek szpakowaty, o twarzy pooranej zmarszczkami.
— To on, Percy! — szepnęła lady do męża.
— Cicho! Czy nie widzisz, że Hary Dickson przybył tuż za nim?
Nieznajomy zbliżył się do lorda i począł gromkim głosem:
— Mylordzie! Goście pańscy czekają na niespodziankę. Będą ją mieli, ale może inną, niż pan sądził. Będzie ją miał i pan!
Nieznajomy mówił bardzo głośno. Słyszeli go wszyscy.
— Jestem Harold Sirrins, pierwszy i legalny mąż tej tu damy — nieprawnie obecnie noszącej nazwisko lorda. Rzekoma lady Demelson jest w istocie bigamistką!
Szmer zdumienia rozległ się w salonie. Słychać było głosy oburzenia.
Lady zbladła, zdobyła się jednak na okrzyk:
— To wszystko nieprawda! Nie znam tego człowieka!
— Spodziewałem się tego. Ale Harold Sirrins ma znak na prawym ramieniu: wytatuowaną kotwicę z gwiazdą. Oto ten znak!
Nieznajomy zakasał rękaw. Wytatuowany znak ukazał się na jego prawym ramieniu.
Starszy jakiś pan z pośród gości podszedł do nieznajomego i rzekł:
— Tak jest. Teraz poznaję Sirrinsa bez wątpienia. Ten znak miał na ramieniu tylko jeden Harold Sirrins.
— A więc teraz nie ma już chyba żadnej wątpliwości. Zatem ja, Harold Sirrins, domagam się, aby moja żona wróciła pod mój dach. Jestem jej mężem!
— Kłamstwo! — rozległ się z głębi sali jakiś gromki głos. Harry Dickson dopadł do pseudo-Sirrinsa i schwycił go za ramię.
Żelazną dłonią ujął detektyw obnażone ramię i przygotowaną już watą — pociągnął po rzekomym tatuażu.
Rysunek zniknął!

— Ten człowiek jest oszustem! Nie prawdziwy tatuaż, ale jego kopię, nosił na ramieniu! A kopii tej dokonał dr. Gensbury, lekarz pozbawiony prawa praktyki.