Strona:Harry Dickson -77- Tajemnica grobowca.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lord Demelson detektywa nie zastał. Fred, który również się zjawił w mieszkaniu swego nowego przyjaciela — wyszedł z kwitkiem... Dickson nie wracał.
Jankes Charlie tryumfował.
— Zwolnisz mnie, młody człowieku, a powiem ci, gdzie jest Dickson.
— Na to nigdyby się sam mistrz nie zgodził. Harry Dickson da sobie radę. Jestem o niego spokojny. Przeszedł się gdzieś pewnie w sprawie twoich listów do lady Demelson.
— Któż to powiedział, że to ja je pisałem?
— A widzisz, Charlie, sam wpadłeś... Skądbyś wiedział o jakie listy chodzi... Mądrala z ciebie wielki, ale ja większy.
— Za to ja jestem od ciebie sto razy silniejszy, pętaku!
Z tymi słowami Lamb dopadł do Toma Willsa i począł go dusić.
Siły były nierówne Tom musiał ulec o wiele cięższemu i silniejszemu złoczyńcy.
Na odgłos szamotania się i przekleństw Lamba, który walczył z kajdanami na rękach, a mimo to, całkowicie górował nad Tomem — nadbiegła z kuchni mrs. Crown.
— Otworzyć kajdany! — ryczał Lamb, — bo go uduszę, jak pisklę!
Tom istotnie już ledwie dyszał.
Mrs. Crown była zbyt dobrą gospodynią, aby nie wiedziała, gdzie są kluczyki od kajdanów.
Po chwili Lamb był wolny i jednym susem znalazł się na ulicy.
Pierwszą osobą, na którą się natknął była Gilda. Dyżurowała z polecenia Gensbury przed domem detektywa już od kilku godzin.
— Charlie! — rzuciła mu się na szyję Gilda.
Amerykanin odepchnął ją:
— Nie mam teraz czasu na czułości. Gdzie Gensbury?
— Nie wiem. Wyciągnął Dicksona z domu. Nie wiem co się od tego czasu z nim stało. Kazał mi tu stać i pilnować, wiec stoję.
Charley zastanawiał się przez chwilę, po czym wskoczył do przejeżdżającego auta.
Wysiadł w dzielnicy portowej na Church Street, niedaleko domu, do którego wciągnął Gensbury swa ofiarę.
Gdy wchodził przez bramę nie zauważył młodego człowieka, a mianowicie Freda we własnej osobie, który zaniepokojony o Dicksona podjął poszukiwania na własną rękę i teraz pilnował drugiego lokalu, w którym Gensbury zwykł był załatwiać swe najciemniejsze sprawy.
Nie zastawszy nikogo na parterze, Lamb wszedł bez pukania przez drzwi na pierwszym piętrze wisiała na nich kartka z napisem: „Dorian Minston“.
Gensbury siedział w fotelu z miną lekarza, mającego dokonać jakiegoś zabiegu. Przed nim siedział człowiek — będący oryginałem fotografii, przesłanej lady Ewelinie.
Człowiek ten miał prawe ramię obnażone. Gensbury przyglądał się temu ramieniu ze skupioną uwagą.
Tatuaż, przedstawiający Kotwicę w Gwieździe był doskonale widoczny na ramieniu owego człowieka
Gensbury wskazał nieznajomego Lambowi:
— Dobra robota, nieprawda?.. A jaki podobny. Nikt nie powie, że to nie Harold Sirrins! Mam rację?
Charlie skinął głowa.
— Póki tu jesteś — machniesz ostatni list do lady. — A pan, panie pseudo-Harold Sirrins, niech się pan nie patyczkuje. Jutro wydają lordostwo Demelson wielkie przyjęcie. Zjawi się pan, przedstawi gościom jako pierwszy mąż pani domu i uściska ją pan w obecności wszystkich serdecznie.
— Wszystko będzie w porządku. Niech się pan o mnie nie lęka. Mam nadzieję, że ze 20 tysięcy funtów na mnie skapnie. Już ja im strachu napędzę!
Jankes siadł do stołu.
— Pisz! — rzucił doktór.
Gensbury dyktował co następuje:

„Mylady!
Nie raczyła pani zastosować się do naszych rad i wskazówek, i nie uczyniła Pani nic, coby odwróciło od niej hańbę.
To też Pani poniesie obecnie konsekwencje swego postępowania.
Prawowity małżonek Pani — Harold Sirrins jest już w Londynie.
Jutro wieczór podczas przyjęcia, jakie lord i lady wydają dla swych przyjaciół, zawita pod ich dach Harold Sirrins. Wobec wszystkich wystąpi Sirrins ze swymi żądaniami.
Łączę wyrazy współczucia i szacunku
Charles Beskins“.

— Doskonale! — pochwalił Lamb doktora. A gdzie jest Dickson?
— Na parterze. Przeniesiemy go do łodzi.
— Nie żyje?
— Na razie śpi. Usypiaczka zrobiła swoje. Dziś rano zaczął się poruszać — więc dałem mu znów na sen. Teraz śpi. Spławimy go!
Fred słyszał te słowa wyraźnie. Postanowił przygotować się do ratowania Dicksona.
Czym prędzej pobiegł do najbliższej przystani i wynajął łódź. Wypłynął nią i znalazł się w pobliżu domu, w którym Gensbury i Charley szykowali się do wrzucenia Dicksona do wody.
Czyhał z dala i widział wyraźnie jak bezwładne ciało wyrzucili za burtę łodzi, aby oddalić się jak najszybciej.
Fred podpłynął do tego miejsca i dał nurka. Młody człowiek był doskonałym pływakiem. Prąd był w tym miejscu słaby i ciało nie mogło odpłynąć dalej niż o metr. Ku zdumieniu i rozpaczy Freda — ciała Dicksona na dnie nie było.
Przybity do głębi, wracał już Fred na łodzi ku brzegowi gdy czyjaś głowa wynurzyła się z fali:
— Pomóż mi, chłopcze, bom się dziś dosyć kąpieli nakosztował
Był to Harry Dickson
— Sam pan wypłynął, — pytał go uśmiechnięty i radosny Fred.