Strona:Harry Dickson -20- Postrach Londynu.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W kacie znajdowało się nieco wolnego miejsca. Tam zaprowadzono detektywa i przywiązano mu do kostki u prawej nogi gruby żelazny łańcuch. Dla pewności zamknięto go na kłódkę.
„Czarna Mańka“ w wysoko podniesionej ręce trzymała latarnię i oświetlała szopę, przyglądając się z satysfakcją delikwentowi i obrzucając go stekiem najordynarniejszyh wyzwisk.
Detektyw odetchnął głębogo kiedy wyniosła się wreszcie razem z kompanami, zamykając za sobą starannie drzwi z zewnątrz. Harry Dickson usiadł na ziemi, oparł plecy o ścianę i zaczął chłodno obliczać szansę ocalenia. Niestety, doszedł do wniosku, że są one minimalne.

Deska ratunku

Harry Dickson oczekiwał z niecierpliwością wscodu słońca. Przy świetle dziennym mógłby bowiem rozejrzeć się dopiero w otoczeniu.
Promień słońca przedarł się przez wysokie okratowane okienko i rozjaśnił wnętrze. Przypuszczenia detektywa okazały się słuszne. Szopa służyła za skład łupów, to też cała zarzucona była najrozmaitszymi gratami. Jedna ze skrzyń, znajdująca się w odległości dwu metrów od detektywa, zwróciła jego uwagę. Musiała być niedawno przyniesiona, gdyż nic na jej wierzchu nie leżało.
Detektyw zbliżył się do niej na tyle, ile mu długość łańcuchów pozwalała. Odczytał uważnie napis:
— „Morhat i Sp.“.... — szepnął. — Przecież to wielka fabryka narzędzi żelaznych. Nieraz już zaopatrywałem się u nich w moje najlepsze stalowe wytrychy! Mój Boże, gdyby tak udało mi się otworzyć skrzynię! Znalazłbym może jakiś odpowiedni przedmiot... a wtedy...
Schwycił skrzynię w obie ręce i potrząsnął nią energicznie. Usłyszał metaliczny dźwięk. Niestety nie można było, nawet marzyć o otworzeniu jej. Była hermetycznie zamknięta a ściany jej zbite z solidnych desek.
Więzień przemierzał krokami wnętrze szopy i rozglądał się dokoła uważnie.
— Może któryś bandyta zostawił siekierę przez zapomnienie?...
Ale po krótkiej chwili przekonał się, że byli na to za sprytni.
Okazało się jednak, że poszukiwania dały wreszcie konkretny rezultat w postaci wielkiego, zardzewiałego gwoździa leżącego na ziemi.
— Lepsze to, niż nic — pomyślał Dickson, nachylając się, aby go podnieść.
Zaczął gwoździem wiercić w skrzyni otwór. Zaledwie rozpoczął pracę, usłyszał szelest kroków. „Czarna Mańka“ zjawiła się na progu.
— Przyniosłam ci jedzenie! — zawołała i jak na pośmiewisko, rzuciła mu pod nogi kilka kości.
— Dziękuję bardzo — odparł spokojnie detektyw, nie jest to wprawdzie wyszukana strawa, ale być moce będę z niej miał pożytek.
„Czarna Mańka“ odwróciła się z pogardą i wyszła, zamykając drzwi na klucz. Detektyw znów zabrał się do roboty. Zardzewiały gwóźdź okazał się z czarodziejskim narzędziem i otwór w skrzyni coraz bardziej się powiększał.
Około południa mógł już przecisnąć dwa palce, a o zachodzie słońca z łatwością wsunął do wnętrza rękę. Dotknął jakiegoś metalowgo przedmiotu. Pochwycił go i wyciągnął na zewnątrz. Z trudem powstrzymał radosny okrzyk, który cisnął się mu na wargi.
Obcęgi? Co za szczęście, obcęgi! To cudowne narzędzie pozwoli mi się uwolnić od łańcucha, którym mnie skrępowano.
Detektyw nie tracił czasu. Zacisnął obcęgi na jednym z ogniw tuż w pobliżu kostki swojej nogi, zacisnął ręce z całej siły i... Rozległ się suchy szczęk, łańcuch został złamany.
— Wolny! — szepnął uszczęśliwiony detektyw. — Nareszcie wolny.... Dałem się schwytać jak zwierzę do klatki. Ale teraz ci hultaje nie złapią mnie tak prędko w swoje szpony.
W pewnej chwili podniósł z ziemi kawałek sznurka i dla pozoru przywiązał nim z powrotem łańcuch do nogi. Następnie przyjrzał się jednej z kości, które przyniosła mu „Czarna Mańka“.
Była to wielka wołowa kość, która mogła w razie potrzeby posłużyć za maczugę.
— Mam także broń! — pomyślał detektyw. — Przyda mi się.
Przed wieczorem znów usłyszał kroki. Skulił się w kącie z maczugą w ręku...
„Czarna Mańka“ przyszła nacieszyć swój wzrok widokiem ofiary. Weszła, zamknęła za sobą drzwi i powoli zbliżyła się do więźnia. Zatrzymała się w niewielkiej od niego odległości.
— Słuchaj, Dickson, sławny detektywie! Przybyłam oznajmić ci przyjemną nowinę. Tej nocy Blackwell wypali ci oczy!...
W tym momencie kobieta krzyknęła z przerażenia i rzuciła się ku wyjściu. Detektyw jednym susem dopadł do niej, zrywając sznurek z łańcucha. Trzeba było za wszelką cenę zatrzymać ją zanim dostanie się do drzwi.
Detektyw podniósł w górę kość i z całej siły uderzył dziewczynę w głowę. Cios był tak silny, że „Czarna Mańka“ padła na ziemię nieprzytomna.
— W chwilę później detektyw klęknął obok niej i zebrawszy z ziemi wielką garść słomy, wtłoczył ją w usta, zamiast knebla. Z kolei wyjął sznurowadła z jej własnego staniczka i skrępował jej ręce i nogi.

Teraz należało się przebrać!

Nie zwracając uwagi na wściekłe spojrzenia dziewczyny, detektyw ściągnął z niej zręcznie bluzkę i spódnicę. Aby trudniej go było poznać narzucił na głowę kolorową chusteczkę. W tym stro-