Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pewne kilku Irlandczyków, Hiszpanów, Flamandczyków i Szwajcarów — — a reszta: Niemcy. Kto mógł być wśród nich. Z pewnością żaden z amatorów wody, lecz chłopcy, wśród których Tilly i szalony Christian znalazł by przyjaciół. Z pewnością są wśród nich podpalacze, rabusie i mordercy — czyż potrzebni lepsi dla wojny? Ci rozumieją przecie swój fach, można temu uwierzyć. A potem ci, którzy z lepszych sfer tu zeszli, którzy, zniknąwszy z towarzystwa, wypłynęli wśród posępnych fal legionu. Księża i profesorowie, arystokraci i oficerowie. Wszak padł jeden biskup podczas ataku na Ain-Sout, a nie tak dawno wojenny niemiecki okręt przewoził z Algieru zwłoki innego legionisty, składając mu przytem zaszczyty należne — — królewiczowi...
Pochylam się poza poręcz: — Vive la Légion! — A ci odkrzykują, chrapliwie a głośno z zapitych gardzieli: — Vive la Légion! Vive la Légion! Utracili oni ojczyznę, rodzinę, dom, własny kąt, cześć i pieniądze. Mają tylko jedno, co im ma wszystko zastąpić: ducha korporatywności — — Vive la Légion!
O, znam ja — ich. Pijanice i szulerzy, obrońcy dziewek, dezerterzy, co uciekli ze wszystkich możliwych obozów. Anarchiści wszyscy — nie wiedzący, czem jest anarchizm, którzy się obawiali i uciekali przed każdym przymusem, nie do zniesienia. Na poły zbrodniarze, na poły dzieci, małe mózgi a wielkie serca — — prawdziwi żołnierze. Najemnicy o rzetelnym instynkcie, że rabowanie i hańbienie jest dobrą rzeczą i ich zaszczytnym rzemiosłem — gdyż do walki na śmierć są przeznaczeni, a kto do wielkiego zdolny, temu dozwolone są drobnostki.
Awanturnicy, co za późno na ten świat przyszli, na ten dzisiejszy świat, żądający osobników, dość silnych, by przerębywali sobie własne drogi. Każdy z nich za