Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   249   —

— Masz, co ci się należało oddawna, ty gburze! masz to, co się należy tobie i wszystkim do ciebie podobnym, za waszą pychę i wasze kłamstwa. Masz za te wszystkie mroki, którymi świadomie osnuwacie istnienie podobnych sobie ludzi. Masz za to, że przed ludźmi zajmują u ciebie miejsce twoje psy i konie. Masz jeszcze i jeszcze!..
I z przedziwną, jak na nowicyusza, intuicyą, wyszukiwał anioł na powierzchni ciała sir Johna miejsca najczulsze.
Nakoniec skwir, który miał dosyć, a raczej miał już za wiele tej akcyi wcale nieanielskiej, zaczął wielkim głosem wołać o pomoc. Dwa razy już blizkim był nóg swego przeciwnika, ale niepodobna było opędzić się i sile, i gęstości razów tego uczłowieczonego gościa z Zaświatów, nakoniec zwyciężony, przestał się zasłaniać, przestał wołać ratunku i jak massa bezwładna, osunął się na ziemię. Był nieruchomy zupełnie.
Na ten widok opamiętał się i anioł w swoim gniewie; rzucił od siebie narzędzie kary i stanął nad ofiarą swoją blady, chwytający z trudnością oddech, a jak gdyby się dopiero obudził z jakiegoś snu złowrogiego, rozglądał się naprawo i nalewo, rzucał wzrok ku niebu, zupełnie, o ile można było mniemać,