Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   136  —

Hilyer był pomięszany. Jej głowa, zazwyczaj trzęsąca się w jedną i drugą stronę, wykonywała dzisiaj te ruchy gwałtowniej, niż zwykle, co dowodziło natężenia myśli, zajętej jakiemiś kombinacyami i po niezliczonych wykrzyknikach podziwu, objawiających się monosylabowemi: Eh! i Ah!, zwróciła się z zapytaniam wprost:
— Czy prosiłeś pan, aby to indywiduum korzystało z twojej gościnności... nieograniczenie?
— Właściwie, stało się to może dzięki mojemu w pierwszych chwilach brakowi rezolucyi, ale bądź co bądź...
— I nie wiesz pan wcale zkąd przybywa?
— Zupełnie nie wiem.
— Ani kogo ma ojcem? — dodała stara dama z akcentem tajemniczym.
— Ani tego również
— W takim razie... — tu zbliżyła się doń tak, aby on jeden tylko usłyszał, i wypowiedziawszy to, co jej przedtem chodziło po głowie, a co w tej chwili zamieniło się w pewność, odsunęła się nagle, patrząc tryumfalnie przez szkła swoje na zdumionego księdza, który zdołał wyszeptać tylko:
— Ależ lady szanowna!..