Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   137  —

— To jest tak, jak mówię. Ale nie myśl pan, abym to brała koniecznie za złe, — dodała pobłażliwie. — Wiek dojrzały musi być wyrozumiałym. Jest, o ile uważałam, w żałobie. Przypomina mi się w tej chwili „The Scarlott Letter“ Hawthorna... Zapewne musiałeś pan czytać? Ale to bieda z wami, moi panowie, bez względu na to, czy jesteście duchownymi, ezy świeckimi ludźmi!
— Ależ lady Hamergallow, ja protestuje przeciw posądzeniom pani!
— To się nie zdało na nic! Wszystkie pańskie protesty na jedną jotę nie zmienią tego, co jest dla mnie niewątpliwem. Daremnie się pan trudzisz. A nie myślałam, żeby z pana był człowiek w tym stopniu interesujący.
— Ależ te podejrzenia nie mają żadnego gruntu realnego.
— W każdym razie masz we mnie sojuszniczkę, panie Hilyer. W niczem to nie zmniejsza mego dla pana szacunku — owszem!
Lady Hamergallow zdawało się, że jest łaskawą w tej chwili.
— Pozwól mi jednak, pani, wyjaśnić...
— Czy prawdą jest to, co mówisz, że to geniusz muzykalny?