Strona:H. G. Wells - Gość z zaświatów.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   135  —

odwiedza wikarego, od czasu do czasu panią Mendham, a nawet dostępuje tego zaszczytu i, znany nam, doktor Crump także. Właśnie dnia tego ukazała się para jej siwych koni z za rogu uliczki, przy której mieszkał lekarz, gdy z tamtąd wychodził po opatrunku anioł. Stara dama podniosła do oczu swoją lornetkę o złotej rękojeści, opatrzyła to indywiduum, jak zwykła była nazywać nieznajomych, od stóp do głowy, i zawyrokowała krótko:
— Obłąkany biedak, a szkoda, bo ma twarz dosyć ładną. Żałuję, bo go musiałam przestraszyć mojem ukazaniem się. Niemniej zasłyszawszy już coś nie coś z tej historyi na poczcie i u szwaczki również, kazała się wieść na wikaryą, bo relacye tych reporterek były dosyć niezgodne, a transpirowało już coś rano od pani Mendham również, co ją nadzwyczajnie zaintrygowało. Wikary naciśnięty, robił wszelkie możliwe wysiłki, aby zaspokoić ciekawość starej damy, i co się tylko dało, posyłał do tej tuby akustycznej, skracając gdzie należało, omijając, co było koniecznem do ominięcia, i jakoś złożył to w pewną całość, w której znalazło się miejsce i na owe nieszczęśliwe skrzydła i na paljową tunikę. Ale lady Hamergallow miała wzrok doświadczony i nie uszło jej uwagi, że bądź co bądź, wikary