Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Proszę.
„Do kogo należy ta kawiarnia?
„Do pana radcy handlowego Loisiczka. Cały dom należy do niego. Bardzo elegancki bogaty pan.
Acha, człowiek ze świńskiemi zębami na łańcuchu od zegarka! przypomniałem sobie.
Mam dobry pomysł, który powinien mi dopomóc w orjentacji:
„Panienko.
„Proszę?
„Kiedy to zawalił się kamienny most?
„Przed trzydziestu trzema laty.
„Hm. Przed trzydziestu trzema laty!“  przekładam sobie: zatem wycinacz drogich kamieni Pernat musi teraz mieć koło dziewięćdziesięciu lat?
„Panienko.
„Proszę?
„Czy niema kogo między gośćmi, co mógłby sobie przypomnieć, jak wyglądała wówczas stara dzielnica żydowska? Jestem literatem i bardzo mię to zaciekawia.
Kelnerka się zamyśliła: „Z gości? Nie. Ale niech pan poczeka: markier bilardowy, ten co tam ze studentem gra w karambola — widzi go pan? Ten z nosem hakowatym, stary; on zawsze tu mieszkał i wszystko panu powie. Czy mam go zawołać, kiedy skończy?
Szedłem za wzrokiem dziewczyny. Smukły, białowłosy, stary człowiek opiera się tam o lustro i kredą czyści swój kij. Zniszczona, ale bardzo pańska fizjonomia. Kogo to on mi przypomina?
„Panienko, jak się nazywa markier?
Kelnerka, stojąc, opiera się łokciem o stół, liże ołówek, pisze z pośpiechem na marmurowej płycie stołu niezliczone razy jego nazwisko; prędko je wyciera za każdym razem — mokremi palcami. Jednocześnie rzuca w moją stronę mniej lub więcej