Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odźwierny grubym palcem wskazuje na planie miasta Pragi.
„Tutaj, proszą pana.
„A szynkownia „Loisiczek?“
„Tutaj, proszę pana.
„Proszę mi dać duży kawał papieru.
Zawijam w ten papier kapelusz Pernata. Rzecz dziwna: jest prawie nowy, nieposzlakowanie czysty, a jednak tak kruchy, jak gdyby był odwieczny i prastary.
Po drodzę przekładam sobie:
Wszystko co przyżył ten Atanazy Pernat, to ja współprzeżyłem z nim we śnie, w jedną noc, widziałem z nim, słyszałem z nim, czułem z nim, jak gdybym to ja był nim. Ale dla czego nie wiem, co on zobaczył przez zakratowane okno w chwili, gdy powróz się rozluźnił i gdy Atanazy, upadając, zawołał: Hillel, Hillel!
Zrozumiałem, że w tej chwili Pernat oderwał się odemnie. Muszę odnaleść tego Atanazego Pernata i muszę się dostać do niego, choć bym miał trzy dni za nim biegać w koło: tak sobie postanowiłem.

Więc to jest Koguci zaułek.
Nawet w przybliżeniu nie był podobny do tego, co widziałem we śnie.
Same nowe domy.

W minutę później siedziałem w kawiarni Loisiczka. Gwarny, dość czysty lokal.
W głębi zresztą estrada z drewnianemi poręczami; nie można zaprzeczyć pewnego podobieństwa ze starym, widzianym we śnie Loisiczkiem.
„Co pan rozkaże, proszę pięknie?“ pyta kelnerka, zniszczona dziewczyna, w czerwonym aksamitnym fraku, dosłownie popękanym.
„Proszę o koniak, panienko. — Tak, dziękuję“
„Hm. Panienko!