Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie mogłem tego pojąć, że moje życie interesuje go więcej, niż jego własne, bądź jak bądź, prawdziwie dość naglące sprawy; aby go jednak zaspokoić, powiedziałem mu wszystko, co mi się zdarzyło niepojętego.
Przy każdym obszerniejszym fragmencie mej powieści, kiwał głową zadowolony, jak ktoś co daną rzecz przenika na wskroś.
Gdy przyszedłem do tego miejsca, gdzie stanęło przedemną widziadło bez głowy i podawało mi czarno-czerwone ziarna, zaledwie mógł doczekać, by dowiedzieć się końca. „A więc pan mu je z ręki wytrącił — mruczał z zastanowieniem. Nigdybym nie myślał, że jest jeszcze trzecia droga. „To nie była trzecia droga — powiedziałem. To była droga ta sama, jakgdybym odmówił przyjęcia ziarn. — Laponder się uśmiechnął.
„Pan tak nie sądzi, panie Laponder?
„Gdyby pan odmówił ich przyjęcia — to one popłynęłyby na drogę życia, ale ziarna, które oznaczają siły magiczne, nie byłyby pozostały. — Potoczyły się na ziemię, jak pan mówi. To znaczy: pozostały tutaj — i póty będą strzeżone przez pańskich przodków, aż nadejdzie czas ich kiełkowania. Wówczas do życia dojdą siły, które w panu jeszcze drzemią.
Nie rozumiałem: „Moi przodkowie będą strzegli tych ziaren?
„Częściowo musi pan brać symbolicznie to, co pan przeżył“ — objaśnił Laponder. Koło błękitnie świecących ludzi, którzy cię otoczyli, był to łańcuch odziedziczonych Jaźni, które każdy z matki urodzony wlecze ze sobą. Dusza nie jest „pojedynczością“, ona dopiero nią się stanie — i to się nazywa „Nieśmiertelność“; pańska dusza składa się z wielu Jaźni — jak mrowisko z mrówek; noszą one w sobie pozostałości wielu tysięcy przodków: — naczelników waszego rodu. To samo jest u wszystkich istot. Jakże kura, która sztucznie z jaja