Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potarł sobie czoło.
„Książki — mówi pan. Tak jest. Widziałem. Książka leżała na podłodze. Była otwarta. Cała na pergaminie. Stronica zaczynała się od złotej wielkiej litery A.
„Od litery I, chyba pan chce powiedzieć.
„Nie, od A.
Pokiwałem głową i zacząłem powątpiewać. Widocznie Laponder w pół śnie, z treści, którą żywiła moja wyobraźnia — wyczytał różne rzeczy i jedno z drugiem mu się przemięszało: Hiliel, Mirjam, Golem, księga Ibbur i przejścia podziemne.
„Jak dawno posiadł pan ten dar „podróżowania“? — spytałem.
„Od 21 roku mego życia — — —“ zatrzymał się, zdawał się niechętnie o tem mówić. Naraz twarz jego przybrała wyraz niesłychanego zdumienia — i wpatrzył się w moją pierś, jakby na niej coś zobaczył. Nie bacząc zaś na moje zdziwienie, skwapliwie chwycił mnie za rękę — i prosił prawie błagalnie: „Na miłość Boga, niech mi pan powie wszystko. Dziś ostatni dzień, który mogę z panem spędzić. Być może za godzinę już mnie wyprowadzą stąd, aby mi przeczytać wyrok śmierci. — —
Przerwałem mu przerażony.
„A zatem musi pan mnie zażądać na świadka. Przysięgnę, że pan jest chory. Pan jest lunatykiem. Niepodobieństwo, żeby pana osądzono, nie zbadawszy stanu pańskiego ducha. Niech że pan to bierze rozsądnie.
Obruszył się nerwowo: „Przecież to rzecz uboczna! Proszę, niech mi pan powie wszystko.
„Ale cóż ja mam panu powiedzieć? — Lepiej mówmy o panu i — —
„Musiał pan — jak widzę teraz — napewno — przeżyć dziwne rzeczy, które mnie blizko obchodzą, bliżej, niż pan to może przypuszczać; — — proszę, niech mi pan powie wszystko!“ — błagał.