Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

została wylęgnięta, mogłaby natychmiast szukać właściwego pożywienia, gdyby nie tkwiło w niej doświadczenie milionów lat? — Istnienie „instynktu„ zdradza obecność przodków w ciele i w duszy. — Ale przepraszam pana, nie chciałem panu przerywać.“ Opowiedziałem do końca. Wszystko. Nawet i to, co Mirjam mówiła o Hermafrodycie.
Gdym się zatrzymał i spojrzał na niego, zauważyłem, że Laponder stał się blady jak wapno na ścianie, a łzy obfite toczyły mu się po twarzy.
Szybko wstałem, udając, że nic nie widzę, i chodziłem po celi tam i z powrotem, by przeczekać, aż się nieszczęsny uspokoi. —
Wówczas siadłem naprzeciw niego i użyłem wszystkiej siły mej wymowy, aby go przekonać, jak nagląco koniecznem było powołać się wobec sądu na chorobliwy stan swego ducha.
„Gdyby pan przynajmniej nie przyznał się do tego zabójstwa! zakończyłem.
„Ależ musiałem przecie! Pytano mię na moje sumienie! rzekł naiwnie.
„Więc kłamstwo uważa pan za rzecz gorszą od zabójstwa na tle płciowem? pytałem zdumiony.
„W ogóle być może — nie; w moim przypadku — niewątpliwie tak. — Uważaj pan: gdy mię sędzia śledczy zaczął rozpytywać, czy się przyznaję do winy, miałem siłę powiedzieć prawdę. Miałem do wyboru skłamać albo nie skłamać. Gdym popełnił owo zabójstwo z lubieżności — proszę, niech mi pan oszczędzi szczegółów: było to tak obrzydliwe, że nie chciałbym tego na nowo ożywiać w swej pamięci — — kiedym popełnił owo zabójstwo, nie miałem żadnego wyboru. Gdybym działał nawet przy doskonale jasnym stanie świadomości, to jednak i wtedy nie miałem żadnego wyboru: coś, czego obecności w sobie nigdy się nie domyślałem, czuwało nademną i było silniejsze odemnie. Czy pan sądzi, że gdybym miał wybór, to bym popełnił