Strona:Gustaw Meyrink - Golem.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



TRWOGA.

Miałem zamiar wziąć palto i laskę i pójść aby się posilić czemkolwiek w gospodzie „Pod starym cebrem“, gdzie co wieczór zasiadali razem Zwak, Vrieslander i Prokop, i opowiadali sobie szalone historje; lecz zaledwie przestąpiłem próg swego pokoju, zamiar ten odpadł odemnie, rzekłbyś, jakieś ręce zdarły ze mnie chustkę lub coś podobnego, co miałem na sobie. Czuć było w powietrzu jakieś napięcie z którego nie mogłem sobie zdać sprawy, lecz mimo wszystko trwało ono niby coś uchwytnego i w przeciągu kilku sekund przeniknęło we mnie tak silnie, że pełny niepokoju początkowo wprost nie wiedziałem co czynić: zapalić światło, zamknąć za sobą drzwi, usiąść czy chodzić po pokoju. Czy się kto w czasie mojej nieobecności wślizgnął i tu ukrył? Czy to był strach, co mnie opanował przed możliwością, że mnie ktoś zobaczy? Może Wassertrum był tutaj? Poruszyłem firanki, otworzyłem szafę, spojrzałem do przyległego pokoju: — nikogo. Kasetka stała również nietknięta na swojem miejscu. Czy nie uczyniłbym najlepiej, gdybym bez namysłu spalił listy, aby raz na zawsze być wolnym od kłopotu? Już szukałem kluczyka w kieszonce od kamizelki — ale czy to musi nastąpić zaraz teraz? Zostało mi jeszcze dosyć czasu do jutra rana. Najpierw zapalić światło! Nie mogłem znaleść zapałek. Czy drzwi były zamknięte? — Przeszedłem parę kroków z powrotem. Znów stanąłem. Dlaczego naraz trwoga? Chciałem sobie robić wyrzuty, że jestem tchórzliwy: — myśli zatrzymały się. W środku zdania. Szalona myśl wpadła mi nagle do głowy: Pręd-