Strona:Gustaw Meyrink - Demony perwersji.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gdyż biegł szybko po schodach na górę — ale teraz prędko, Messieurs, kieliszek szampana, z panią Werie już się pożegnałem i chciałbym się teraz naprawdę porządnie zabawić.
— A propos, hrabio, kto jest ta młoda dziewczyna? — spytał Gibson, który spoglądał ciągle jeszcze z galerji w dół na owalnie zbudowaną salę, gdzie poukładano jedne na drugich, jako siedzenia dla widzów, niezliczoną ilość poduszek, jasno-czerwonych. Barwa ich odbijała w zachwycającym kontraście od złoto-żółtych, fałdzistych szarawarów kobiecych i od ciemniejszych o jeden odcień kaftanów mężczyzn.
— Którą pan ma na myśli, kochany Gibsonie?
— Tam, tę dekoltowaną.
Ogólna wesołość.
— Pan jest naprawdę świetny, panie Gibson: — ta dekoltowana! — Przecież wszystkie są dekoltowane! — Ale ja już wiem o kim pan myśli. — Ta mała Chinka, nieprawdaż, obok profesora R. ze źle goloną głową? — To jest panna Chün-lün-tsang. — — — Ach otóż i szampan!
Wystąpił pawian w liberji i wskazał swą kosmatą łapą na znak, że wino już jest podane, za mieniącą się kotarą, która zamykała w głębi balkon.