Strona:Gustaw Meyrink - Demony perwersji.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w nieustannym musowaniu przez lekkie rytmiczne drgania.
Ze ścian namiotu promieniowało łagodne, zimne światło i spływało bajkowym blaskiem na miękkie jedwabne dywany.
— Zdaje mi się, że dzisiaj kolej na mnie? — rzekł kirgizki szlachcic, Monsieur Choat — Jumbo. Jumbo! — zawołał w maleńką słuchawkę, umieszczoną na metalowym pręcie, idącym ze środka podłogi sali w górę przez otwór w sklepieniu aż do szczytu domu — Jumbo, Jumbo, proszę o kulę, prędko!
Za chwilę małpa wynurzyła się bezgłośnie z ciemności i zesunęła po drągu na dół, umocowała na dwóch pętlach szlifowany w kulę beryl wielkości głowy ludzkiej i znikła niebawem znowu w górze.
Kirgiz wyjął małe etui i odrzucił w tył swój szeroki jedwabny rękaw.
— Czy mogę może poprosić któregoś z panów?
— Hrabia zrobił mu zgrabnie injekcję w ramię, za pomocą strzykawki.
— Tak, to wystarczy na jedną albo dwie wizje.
Monsieur Choat posunął kulę z berylu trochę wyżej, tak, że mógł się wygodnie w nią wpatrywać i oparł się wygodnie.