Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I oni są chorzy, wyczerpani, trapi ich gorączka i cieczki przed tem wszystkiem szukają w czytaniu, w nauce. Na całej kuli ziemskiej ludzie są sobie podobni, doznają tychże samych wrażeń, więc czują się braćmi, choć umysły ich snują wręcz odmienne myśli, a serca nie biją dla tych samych ideałów. Czyż biedny Silvio, gdy go po dziesięciu latach okrutnego więzienia wypuszczono na wolność, nie entuzyazmuje się dla owych: Trzech, pełnych chwały dni Paryża, czasu których Blanqui walczył na barykadach? A ileż jeszcze wspólnych rzeczy odkrył on, czytając słowa obcego sobie z pozoru człowieka, ileż zwierzenia owe dotykały punktów bolesnych, ileż mówiły o tem wszystkiem, co nie nazwane, co się przeczuwa jeno, co się uchyla od wszelakiego imienia, a tak bardzo obchodzi wszystkich cierpiących, wszystkich pożądających daremnie pełnego, wolnego życia. Doprawdy, zdawałoby się, że więzień włoski dla Blanquiego umyślnie pisał te słowa:...„A mimo wszystko nawet w mrocznej głębi więzienia czuje się rozkosz życia, gdy się pomyśli, że prawdziwe dobro leży we własnej świadomości, a nie w rzeczach zewnętrznych“. Albo dalej:... „Przekonałem się, że można uczynić swój sposób myślenia niezależnym od miejsca gdzie się przebywa, stań się panem twej wyobraźni, a wszędzie czuć się będziesz szczęśliwym i Filozof, równie jak i chrześcijanin mógł się zgodzić na taką apologię życia wnętrznego. Albo, czyż można było zostać obojętnym wobec wydzierającej się z głębi duszy skargi męczennika: „Biedne moje serce! Jakże łatwo zdolneś pokochać i jakże gorąco. Ileżeś dotąd zmuszone było przeżyć chwil rozłąki!“ I Blanqui wie co rozłąka, zna jedną zwłaszcza straszną, wieczystą, na którą rady niema! Jakże szybko przesunęła się przez życie i przez jego życie ukochana ko-