Strona:Gustaw Geffroy - Więzień.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wuje widniejące na horyzoncie kopuły i wieże, wytęża słuch, chwytając dochodzące do jego celi głosy ludzi, przychodzących czerpać wodę ze studni znajdującej się pod jego oknem, ciekawi go widok gołębi fruwających ponad placem św. Marka. Skutkiem samotności miewa halucynacye, wydaje mu się, że ktoś jest w jego kaźni, ktoś, kto go chce zadusić, słyszy śmiech i jęki, wpada w omdlenie i miewa a tak i nerwowe. Podczas podróżowania z jednego więzienia do drugiego zakuwają go w kajdany. W celi swej w Spielbergu Pellico wspina się w górę czepia krat okna, by spojrzyć na dolinę, na miasto Brunn, małą osadę, tonącą w ogrodach, cmentarz, niewielkie jezioro la Certosa i wzgórza okryte ciemną zielenią lasów. Usiłował dojrzeć świat zewnętrzny, wieś, ruch ludzi wolnych, chmury błądzące po niebie, usłyszeć śpiew chłopek pracujących w polu. Pali go bezustanne pragnienie słyszenia i widzenia ludzi, wymyśla przeto różne sposoby, któreby usunęły zawadzające kraty i mury, wreszcie wdaje się w długie rozmowy ze złodziejami. Prócz tago czyta, rozmyśla i pisze. Pisze na stole i czasem, gdy mu się uda pozyskać łaski dozorcy, na papierze urywki poezyi, dramatów. W epoce, gdy dostał się do celi, gdzie siedział już Maroncelli, ma gotową tragedyę, której jeno napisać nie może z braku pióra i papieru. Ale umie ją na pamięć, poprawia ciągle, ulepsza i po całych godzinach deklamuje wyjątki.
W ten sposób Blanqui ma w rękach niejako sprawozdanie z dni niewoli jakie jego i towarzyszy czekają. Wie naprzód co się mniej więcej będzie działo. I oni też w Mont-Saint-Michel dowiadują się o sobie wzajem, powiewają chustkami, badają mury, przesyłają sobie listy. I oni też patrzą, a raczej starają się patrzyć na ruszających się ludzi, latające ptaki, rozkwitłe kwiaty.