Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

porwą, jeżeli nie jest szczęściem miłość a cudem kobieta. No, dobranoc, ty moja najśliczniejsza!
A gdy Lili zbudziła się wśród nocy, ujrzała przez matową szybę w drzwiach przeciskające się z jego pokoju światło.
Brunon kończył projekt i, słodko jeszcze odurzony, mylił się w dodawaniu cyfr. Nazajutrz pierwszy był na nogach, przyniósł własnoręcznie Lili kawę do łóżka i zachęcał „leniuszka“ do wstania.
W ten sposób rozpoczęło się swobodne, wolne od trosk życie, przypominające słoneczną pogodę. Zaraz na wstępie, z powodu zebrania, Lili zajęła się sprawieniem nowej sukni. Rada myślała o nadchodzącym dniu, lubiła bowiem towarzystwo, przekładając męskie nad damskie, i wcale się nie martwiła, że szanujące się matrony uważały sobie za uchybienie wchodzić w ściślejsze stosunki z osobą wątpliwej konduity. Za to mężczyźni garnęli się do domu Brunona, na razie, co prawda, z pewną nadzieją, że tu można coś „zdobyć“, ale