Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko, co powiedziałam, spełnione być musi — odparła z udaną powagą. — Ja tu jestem królową, a to moje berło — uniosła do góry miotełkę.
Świda uściskał ją wesoło i wyszedł.
Gdy wrócił, zastał Lili w szlafroczku i muślinowym zawoju na głowie.
Kurz został zwalczony, a meble w jego pokoju poprzestawiane w sposób umiejętny.
— Patrz, czy tak nie lepiej? — chwaliła się Lili. — W swoim poprzestawiam jutro. Zobaczysz, jak wszystko będzie inaczej wyglądało. Mój Stef ślicznie pisze, ale nie ma pojęcia o estetyce mieszkania, w którem się przecież spędza większą część życia.
Wyszła do siebie, przebrała się i poprosiła, by jej zapiął z tyłu suknię.
— Nie — broniła się, tuląc całowane ramiona — ależ w ten sposób nie ubiorę się nigdy, a jeść mi się chce. Tyś pewno tylko po szklance herbaty i wielu papierosach, przyznaj się... Gdzie się stołujesz?