Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miał wrażenie, że wstępuje w loch więzienny, gdzie zostanie wkręcony w koło tortury. To też mało przesiadywał w mieszkaniu, wolał się zaszyć w jakiś kąt werandy kawiarni i patrzeć na snującą się ciżbę, której widok rozrywał mu myśli. Ze szczególną satysfakcyą lubił się znęcać nad rozmaitymi okazami kobiet. Zwłaszcza interesowały go trójkąty. Oto wchodzi zażywna dama, przy niej znudzony, podobny do spracowanego wołu mąż i trochę wyleniały lowelas. Z powodu zbyt długiego opięcia gorsetu pani nie siada, ale ostrożnie opuszcza się w fotel, składa obfity biust na blacie stolika i z uczuciem ulgi roztacza półkole uśmiechu. Wół wlepia oczy w gazetę, lowelas w wycięcie jej stanika.
Spostrzegłszy taką trójkę, Świda poczynał damę fiksować tak uporczywie, z wyrazem tak złośliwym, że zaczynała się denerwować, tracić kontenans i swobodę. Powoli jednak te obserwacye nad rodzajem niewieścim jęły go samego niepokoić i rozniecać płomyki zmysłowych