Strona:Gustaw Daniłowski - Lili.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się po głowie myśl. I jakby przybity tępym razem, powlókł się ku miastu. Szedł jak błędny bez celu i machinalnie wstąpił w otwarte drzwi kawiarni.
Siadł na pierwszem spotkanem krześle, obstalował tak, jak mu kelner podpowiedział — kawę i począł przeglądać stos podanych pism. Był do tego stopnia wyzuty z wszelkiej energii, że nie chciało mu się przewrócić stronicy; czytał, nie zdając sobie dokładnie sprawy z treści, szpaltę pierwszą lub ogłoszenia ostatniej, jak wypadło. Męczył go zgiełk i światło, ale nie miał sił zawołać na kelnera. Nieruchomy, senny smutek otaczał, jakby dymem mgły, szczątki myśli, rwące się na kantach ostro wyodrębnionego poczucia, że jej niema.
Żyli od roku, jak mąż z żoną, i uchodzili za małżeństwo dla ludzi, choć ślub się nie odbył. Pobrali się w czasie rewolucyi, kiedy bagatelizowano obrządki. Potem, gdy zawierucha minęła i stosunki wróciły w normalną kolej, on miał