Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

istoty stapiały się w jedno wspólne westchnienie.
Nie wiedział już, co nad nim? On sam, czy niebo?
Co w niebie — on sam, czy gwiazdy?
Co wzdycha — on sam, czy wiatr?
Co płacze — słowik, czy on?
Rozpływał się w coraz szersze obszary, obejmował nieskończone bezkresy czasu i przestrzeni...
Gdy naraz przejrzysta błona zmętniała, skurczyła się boleśnie, zmieniając się z przestraszającą szybkością w nieprzenikliwą, grubą i ciemną skorupę. Z Jerzym zaś stało się coś takiego, co się dzieje z przemrożoną wodą, gdy trącona nagle w mgnieniu oka tę-