Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
68
GUSTAW DANIŁOWSKI

Dzwon rozbujany od wieków dźwięczał dziś nutą słyszaną przed laty... tak samo żegnali się wtenczas chłopi, a po niezmierzonych łanach chodzi w radle ten sam, nieśmiertelny koń gniady.
W krwawych deszczach migają błękitne klingi błyskawic, zapowiedzie gromów, giną ludzie, pada mór, a »narodu coraz więcej — Bóg łaskaw!« powtórzył Jerzy szeptem serdecznym i z uczuciem cichego ukojenia otworzył oczy.
Obłoczki już straciły kolory, zsunęły się z dawnego miejsca ku widnokręgowi, gdzie skupione leżały cicho, jak stado białych baranków, przydybanych nocą na łące. W pobliżu stada, niby pastuch, otulony wełnistym kożuchem, rozciągnął się większy