Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
62
GUSTAW DANIŁOWSKI

wpadała pieniąca się fala drobna i cofała się nazad w milczeniu. Pusto było, jak okiem zajrzeć, i bardzo cicho. Czasem tylko pokłóciły się rybitwy w powietrzu i, niby obrażone, rozlatywały się w różnych kierunkach, jak drobne żaglowce. To znów kulon ze smętnym świstem raz wraz przelatywał nizko nad wodą z jednego brzegu na drugi, jakby na żadnym nie mógł znaleźć spokoju.
Słońce stoczyło się jeszcze niżej, złoty zaś nurt rzeki nasiąkał coraz silniej szkarłatem, aż naraz zarumienił się cały krwią, a rzeka jakby się tego zjawiska ulękła, jeszcze więcej przycichła. W uroczystej tej chwili rozległ się szelest i plusk i z pod ogrodów,