Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
61
PRZERWANA CHWILA

wiało mu to niewymownie subtelną przyjemność i jakby ulgę.
Szedł długo wprost przed siebie w takim stanie, jakby nie on sam, ale coś myślało w nim i o nim, przypomniał zaś sobie, że ma szukać mieszkania dopiero wtenczas, gdy znalazł się nad brzegami rzeki.
— Musiałem minąć dróżkę, wartoby zawrócić — postanowił i siadł na belce i począł błądzić oczyma po powierzchniach wody.
Słońce się miało już ku zachodowi, więc główny nurt rzeki wydawał się potokiem brudnego złota i wyraźnie się odcinał od płytkich płaszczyzn rozlewu wód, które wyglądały, jak lekko karbowane blachy srebrne.
Na płowy piasek co chwila