Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
54
GUSTAW DANIŁOWSKI

Niebawem zjawił się z propozycyą obiadu sam gospodarz, pękaty mieszczanin, z twarzą jak krwawnik, i mistyczno-liliowym nosem, stwierdzającym, że »spiritus fiat, ubi vult«. Barszcz, kotlety i piwo — to wszystko, co miało być »w ten moment«, kazało dość długo czekać na siebie, to też Jerzy nietylko zdążył się umyć i zauważyć, że go kości bolą, ale nabrał w dodatku wilczego apetytu. Ostatnia okoliczność, jak się okazało, była niezbędną i najlepszą przyprawą do słynnych obiadów pana Piwowońskiego. Wchłonięte jadło, kwaskowate piwo, oraz powietrze, którego się Jerzy przez drogę nałykał, tak go usposobiły do snu, że ledwie zdążył wyciągnąć