Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
43
PRZERWANA CHWILA

skrzepami krwi, a rysy karyatyd, zgiętych boleśnie pod brzemieniem wyniosłych krużganków, zaczęły przybierać kształty twarzy; ze ślepych jam ich oczu wyzierała zrezygnowana rozpacz i lęk upodlenia wszystkich nędz świata...
W duszy Jerzego, szarpanej szałem przeraźliwej żałości, zbudził się z dawna drzemiący wulkan. Schwycił oburącz kolumny wilgotne, jak gdyby śluzem łzawym ociekłe, i jął się przy nich szamotać; tłumne zaś zbiegowisko przyglądało mu się zrazu ciekawie, później, gdy skrwawił dłonie, lekceważąco, a gdy słupy nie drgnęły, wybuchnęło szyderstwem.
Wtenczas on, stojąc pod pręgierzem własnej niemocy, w obel-