Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
40
GUSTAW DANIŁOWSKI

dymu i pochłonął świetny fajerwerk.
— Zgasło — ze ściśniętem sercem wyszeptał Jerzy, wpatrując się w dawno niewidziany obszar rozległej równiny, który się przed nim otworzył.
W wilgotnej ciemności nie mógł rozróżnić: czy to łąka, czy pole? Widział tylko, że ta płaszczyzna zlewa się ciemnymi krańcami z mrokiem horyzontu. Strop nieba wydawał się niezwykle blizki, mało wklęsły i jakby powleczony dymem. Gdzieniegdzie tylko w tej mętnej cieczy mieniły się rzadkie i nikłe kropelki gwiazd, a w dalekich cieniach zapalały się od czasu do czasu ciche i słabe ognie błyskawic. Nie miały one jednak zwykłej postaci szybkich i ostrych