Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
380
GUSTAW DANIŁOWSKI

nagle, bo uczuł, że nigdy dotąd nie pragnął ani imienia, ani Królestwa, ani Woli Bożej na ziemi, a bluźnić nie śmiał, gdyż w oddali migotały coraz wyraźniej złowrogie oczy zbliżającego się pociągu.
— I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy... — zaczął starzec i... chwycił się nagle za skronie: — Przebacz to kłamstwo! — jęknął i zwalił się na kamienną posadzkę.
Tłum ryczał, obłąkany rozpaczą, że się nawet modlić nie może.
Pociąg tymczasem wtaczał się pod arkady.
Nowa, okropna burza wydartego gdzieś z głębin wnętrzności jęku powaliła tłum na twarz, tak, iż z pozoru wyglądał jak łan skoszony jednym zamachem.