Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
367
POCIĄG

i z narzekaniem: — Jacyśmy słabi! — zaczęła płakać cichutko.
Tymczasem świece w latarniach dogasały, a w miarę ciemności wzmagał się płacz i tajemny niepokój.
Strwożone dzieci, tuląc się do siebie, szlochały coraz żałośniej.
Niezmordowane dudnienie kół głuszyło łkania, a nieubłagana lokomotywa, nakrywszy pióropuszem dymu cały pociąg, leciała wciąż naprzód, wlokąc te senne i płaczące wagony na zgubę, śmierć i zatracenie.
W miarę zbliżania się pociągu coraz większa burza zmienionych uczuć zrywała się w piersi oczekującego nań człowieka.
Myśli, szybkie jak piorun, zapalały mu się w mózgu.