Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
365
POCIĄG

lanach dziewczyny, prosił ją bezustanku: — Daj mi spokoju! — a usta mu drżały od tłumionego płaczu...
Ona mu wreszcie położyła swe małe dłonie na czole, pytając: — Tak dobrze?!
— Dobrze mi — odparł z twarzą pełną zachwytu.
— Dlaczego? — spytała, schylając się nad nim.
— Bo nic nie myślę! — wyszeptał, objął ją za szyję i zamknął oczy.
W drugim znów kącie, pod oknem, chłopiec blady, o niezwykle delikatnym i smutnym profilu, pokazując innym lecące tłumnie iskry, mówił:
— Skrzą się, by zgasnąć...