Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
350
GUSTAW DANIŁOWSKI

szarpać nerwowo zwichrzoną brodę.
Nastała długa chwila męczącej ciszy — tak, iż można było słyszeć dokładnie turkot wciąż jeszcze nadjeżdżających powozów i porwane zdania i wykrzykniki snującego się po peronie tłumu.
Nagle warknął dzwonek.
Wszyscy porwali się ze swych miejsc.
Naczelnik podbiegł do aparatu, pochylił się nad wysuwającym się skrawkiem papieru, a za nim cały personel.
— »Minął naszą stacyę — sylabizował naczelnik. — W oknach wagonów nie dostrzegliśmy nikogo. Śpią, widać, wszyscy, nie podejrzewają niebezpieczeństwa. Pary i paliwa w lokomotywie,