Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
26
GUSTAW DANIŁOWSKI

rej lękliwie kołacze jedno moje serce; gdy nagle coś targnęło się w jej wnętrzach i, niby smutek samotny i przeszywający, poczęły lecieć ku mnie donośnie, smętne wołania:
— Ałłach! Ałłach!
To muezin wydzwonił hymn tęsknoty wschodzącemu słońcu.
Słuchałem, a pierś mi się ściskała niezmiernym żalem nad tym kryształowym głosem, że się rozbija nadaremnie między ziemią i niebem.
Gdy skończył, zbliżyłem się machinalnie do okna, jakby chcąc zobaczyć potrzaskane szczątki tych wezwań bezowocnych. I żachnąłem się, niby ugodzony tępym ciosem między oczy.
Na daszku z ręką podwiniętą