Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
25
DWA GŁOSY

lotnym pyłem sadzy zasępiały obolałą duszę.
Było mi źle, ciężko i gorzko nad wyraz. Siedziałem bez ruchu długo jak zdrętwiały, nie mając odwagi wyzwolić się z tego letargu, gdyż czułem, że pierwszym błyskiem świadomości skaleczę się do żywego.
— Jakże okropny musi być ten, co tak niegodziwie się modli! — w chwili zaciętego bólu, wstrząśnięty tą gwałtowną refleksyą, wzdrygnąłem się do głębi z trwogi i obrzydzenia i otworzyłem oczy.
Zmierzch pokoju nasiąkał mętną jasnością. Poznałem, że świta. Naokół panowała zabójcza cisza; wyczuwałem ją, jako przepaścistą czeluść milczenia, w któ-