Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
344
GUSTAW DANIŁOWSKI

ce zaprzęgi najrozmaitszego rodzaju i gatunku: jechały obszerne landa, ciągnięte przez poważne perszerony. Mknęły wysokie amerykany, zaprzężone w rosłe folbluty. Zajeżdżały breki, biedki jednokonne. Dalej dreptały krótko ostrzyżone muce, wesoło pobrzękując w dzwonki i ciągnąc za sobą nizkie, dziwacznego kształtu, koszyki.
Klaskanie biczy, krzyki furmanów mieszały się z turkotem kół i parskaniem koni.
Elegancko ubrani panowie wyskakiwali pierwsi przed gankiem i wyjmowali z pojazdów strojne kobiety.
Na pustym przed chwilą peronie zrobiło się wkrótce ciasno. Mozaikowa jego posadzka, zda-