Przejdź do zawartości

Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
325
WIGILIA

uderzyć, wpatruje się w twarz niespodziewanego gościa.
— Ma się rozumieć — zaczyna trzepać tymczasem, zwracając oczy, doktorowa — wiem, niema i nie może być... i mój Antoś także! Boże, co to będzie?... co to będzie?.. Powiadam Tokarskiej: sądny dzień!... Dziś zrana jakiś nieznajomy jegomość wręcza mi od kuzyna list... Gdzież on?... — szuka niecierpliwie po kieszeniach — właśnie! przeczytałam, myślałam, że umrę. Bo to już od tygodnia, a my nic nie wiemy. Michaś, mój i jeszcze kilku... nic nie rozumiem... nic nie wiem... dlaczego?...
— Co pani jest? — urywa nagle.
Pani Halina rzeczywiście wy-