Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
315
WIGILIA

i trzęsącą się dłonią robi nad każdym znak krzyża.
W oknach wyższego piętra obraz trochę odmienny: tam naokoło wysokiej, jarzącej się choinki skaczą rozradowane pędraki, a jakiś, jeszcze na czworakach chodzący, obywatel, zapewne przyszły marzyciel, wytrzeszcza swe wielkie oczy i jedną tłustą rączkę wyciąga w kierunku złocistej gwiazdy, lśniącej na szczycie.
— Może i Michasiowi trzeba było ubrać choinkę? — myśli wzruszona pani Halina i śmieje się z własnej swej myśli, przypominając sobie końcowy ustęp listu: »Nie wiem, czy mama mnie pozna, bo zarost mi wyrósł bajeczny«. Tu wdowa spogląda