Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
312
GUSTAW DANIŁOWSKI

sznie służąca, która lubiła panią Halinę, jak zresztą prawie wszyscy w kamienicy.
— Dziękuję ślicznie — rzuciła wdowa, wybiegając na ulicę.
— A pani gdzie? — zaczepił ją wesoło stróż.
— Na spotkanie — odparła, niknąc w cieniu bramy. — Na spotkanie! — powtórzyła raz jeszcze, czując, że jakaś ciepła fala rozlewa się w jej sercu, i szybko dążyła przez ulice miasta, bardzo już puste. Trudno było uwierzyć, że jeszcze przed godziną panował tu tłok, gwałt i gwar nie do opisania.
Wszystkie sklepy pozamykane. Rzadkie latarnie napróżno usiłują rozproszyć ciemności, paląc się przytem niechętnie, jakby