Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
294
GUSTAW DANIŁOWSKI

jednak nie kwaśna, z dwiema butelkami pod pachą wydostaje się na ulicę. Wdowa nie lubi takich pysznych sklepów, gdzie nie może się ani potargować, ani odpocząć, ani pogadać, gdzie subjekt patrzy na nią z góry i do młodych dam się uśmiecha.
— Niema jak Żydzi — myśli, przebiega przez ulicę tuż pod nosem dorożkarskiego konia i wpada do sklepu galanteryjnego.
O ile magazyny spożywcze pracują dziś niezwykle, sklepy jak ten są prawie puste.
To też odrazu dwaj, trochę brudni, ale eleganccy, kędzierzawi, o wielkich nosach subjekci, zrywają się z swych miejsc, jak dwa naraz uderzone klawisze, gotowi do usług pani dobrodziejki.