Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
292
GUSTAW DANIŁOWSKI

dyż to będzie? — od godziny czekam na ten tokaj. — W tej sekundzie — uspokajają nietylko wypomadowani, ale spoceni subjekci, kręcąc się, jak frygi. Pną się po drabinkach, zawijają butelki, piszą kartki do kasy, szturchają podręcznych chłopaków, nie mogąc wydołać żądaniom niecierpliwiącej się publiczności. Pani Halina wciska się, jak klin, pomiędzy jakiegoś łysego pana i grubą panią w pysznej rotundzie. Otyła dama, snadź mocno zirytowana tem zuchwalstwem, mierzy panią Halinę oburzonem spojrzeniem, w którem się maluje cała różnica istniejąca pomiędzy drogim aksamitem jej futra a tanim kortem zwyczajnej salopy. Wdowa jednak nie zwra-