Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
291
WIGILIA

dniów; czyni to instynktowo, bo nie na tłum patrzy: oczy jej suwają się ciekawie po witrynach sklepowych, gdzie się mienią kokieteryjnie najrozmaitsze przedmioty: krawaty, lampy, materyały bławatne, placki, dziady czekoladowe o białych kapturach i lukrowanych brodach, serdelki, salcesony, gwiazdy, świeczki parafinowane i inne przybory do przybrania choinki — aż w końcu w jednej — piramida z butelek. Tu pani Halina oddziela się od tłumu i wpada do składu win.

W sklepie tłok. Trudno docisnąć się do kontuaru. Co chwila ktoś kogoś potrąca; wokoło słychać: — Przepraszam! To moje nogi! Co się pani pchasz! Kie-

19*