Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
278
GUSTAW DANIŁOWSKI

wprost rozdzierająco smutnym uśmiechem, zaczynała się rozbierać z automatyczną powolnością i kładła się spać, zapominając czasem o wieczornym pacierzu. Nazajutrz wstawała późno, jeszcze mizerniejsza, bardziej apatyczna i przybita niż zwykle.
W ten sposób minęły z górą dwa lata.
Przez ten czas Michaś ani razu nie mógł odwiedzić matki, bo dostał jakąś świetną kondycyę, z warunkiem jednak, że na wakacye i święta nie będzie opuszczał swoich pupilów. Zgodził się bez wahania, bo musiał. Z pieniędzy złożonych w kasie wybrał prawie wszystko, i wkrótce mógł się zostać na bruku bez grosza. Donosił o tej lekcyi matce, jak