Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
272
GUSTAW DANIŁOWSKI

chasia, — i doczekał się mniej więcej takiej samej jak przedtem odpowiedzi.
— Nie! panie Michale, to już nie dla mnie; pono mi bliższa trumna, niż wesele! — przyczem powiedziała to tak znękanym głosem i taki wyraz zmęczenia i smutku legł na jej twarzy, że flecista nie śmiał protestować, wstał, wziął cylinder i, westchnąwszy, wyszedł w milczeniu. Ledwie jednak zdążył drzwi zamknąć, pani Halina rozpłakała się, może właśnie dlatego, że ani iskry dawnego uczucia nie mogła odnaleźć w swem sercu. I nietylko ta iskra, ale cała jej istota po wyjeździe syna naraz przygasła: cera zmierzchła, przymgliły się oczy, stępiał umysł, wola i wszyst-