Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
261
WIGILIA

blasku, i choć nie były to już dawne węgle ogniste, płonął w nich przecież stale cichy promień, łagodny, jak zorza gasnącego słońca. Pani Halina nabrała ciała, twarz jej wypełniała, cera odzyskała swą świeżość, ruchy się stały żywszymi, bardziej elastycznymi — i, gdy tak szła wysoka, krokiem poważnym, lecz pewnym, zdawało się, że idzie piękny jesienny dzień. Szron w ciemnych włosach był jedyną zapowiedzią zimy.
Ta nagła zmiana w usposobieniu i zewnętrznym wyglądzie wdowy była częstym przedmiotem rozpraw wśród stałych gości poblizkiej piwiarni.
— Niech piorun trzaśnie! — zaczynał zwykle ślusarz Maciej —